Nie tylko w sensie metaforycznym. Ona naprawdę idąc, tańczyła. Miała w tym tańcu niesamowite powodzenie, jeden mąż, drugi mąż, kolejni mężczyźni na krócej, na dłużej. Mężowie dali jej po jednym synu i po jednym nazwisku. Oba nazwiska zostawiła, rezygnując z rodowego, cóż, trzeba mieć fantazję aby tak postąpić…
I fantazji, i tańca w innych momentach życia też jej nie brakowało.
Jak piła, a piła fantazją, pod sushi, blue Curacao z wódką, dyskutując o sztuce i muzyce, jak pracowała to na marny etat, ale tu gdzieś przypadkiem, między jedną szklanką a drugą, machnęła se pracę magisterską na jakiś durny temat, i oczywiście na piąteczkę. Tak domykała domowy budżet. Choć dom… nie był jej mocną stroną.
Najbardziej odczuwał to jej młodszy syn, Miłosz, 10-latek z dojrzałością smutnego nastolatka. Starszy syn już dawno wyprowadził się do ojca( pierwszego nazwiska swojej mamy), więc chyba zasadniczo było mu wszystko jedno ile czasu matka spędza w domu. Nie pamiętam jak miał na imię, niewiele o nim mówiła.
Miłosz natomiast, imię otrzymał po nazwisku wspaniałego poety, którego Iwona wielbiła, nazwisko po drugim mężu, który umarł jako właściciel zadłużonego antykwariatu. I, jak sądzę, oprócz ładnego nazwiska, ten antykwariat był elementem romantycznym w początkach tego związku. Narrator chyba nie musi tłumaczyć czytelnikowi jak niesamowite są(zwłaszcza w książkach) antykwariaty. U Iwony niestety było prawdziwe życie, bynajmniej nie było jak w książce. Długi, wierzyciele, komornicy i rak, który sprawił że problemy męża stały się problemami Iwony. To smutna historia, tak samo jak smutny był Miłosz, który być może był najbardziej świadomy otaczającej go sytuacji, bo Iwona tańczyła i bawiła się dalej.
Zresztą długów Iwonie nie brakowało, nie tylko po mężu. Jak ktoś raz wpadnie w rozpacz i spiralę kredytowa, przekracza pewną granicę, za którą jest już tylko przetrwanie. Znika honor, godność, wyższe wartości.
W takim momencie życia Iwona poznała Andrzeja. Pewno było to na jakiejś imprezie, tej czy innej, u tego czy tamtego, w jakimś pijackim ciągu, oboje uznali że taniej będzie wynająć mieszkanie razem, przy okazji dzieląc razem łóżko, ojcując Miłoszowi, wspólnie gotując i pijąc jeszcze więcej niż dotychczas. Jednym z owoców tego związku była fasolka, która ukazała się pewnego dnia na ekranie USG i sprawiła że oboje zapragnęli się ogarnąć, wziąć ślub, ujednolicić nazwiska, także Miłoszowi. Plany były słuszne, choć złośliwi po kątach szeptali że „trzeci mąż, trzecie dziecko? Hiehiehe „, ale fasolka nie przetrwała próby czasu, a Iwona próby związku.
Kolejnym etapem drogi w dół, były, a jakże, długi. Niestety prac magisterskich nie było tyle aby utrzymać rodzinę bez wkładu Andrzeja, pojawiła się pokusa aby gdzie indziej zdobywać pieniądze. Na marnym etacie ukazała się furtka do niezbyt uczciwego zarabiania pieniędzy. Dziura w systemie po pewnym czasie została zatkana, co prawda, nie było dowodów, ale na wszelki wypadek zespół został rozwiązany, a Iwona straciła pracę.
Doprawdy, nie chcecie wiedzieć co czuł Miłosz. To było dziecko, które nie miało się gdzie podziać, nie miało dokąd uciec jak starszy brat. Brak poczucia bezpieczeństwa to stanowczo za mało aby określić jego sytuację.